piątek, 10 października 2014

REVERSE DIET

   Oto obiecany post o mojej aktualnej diecie. W końcu! Ostatnio miałem trochę na głowie, dlatego tyle to trwało. Były małe problemy z siłownią (ale treningi odbywały się jak najbardziej normalnie!), zaczęła się szkoła, kupowaliśmy też nową kuchenkę do mieszkania, więc wiadomo, trzeba było załatwiać formalności. Było też parę innych rzeczy. Największe kryzysy zostały już jednak zażegnane a post jest gotowy.

To na zachętę ;)


Czas na konkrety! Obecnie stosuję reverse diet. 


Czym jest reverse diet? 

To bardzo proste. Nie można z dnia na dzień przejść z okresu redukcji do okresu budowania masy. Gdybym nagle z diety 1800 kcal wskoczył na, powiedzmy 3600 kcal metabolizm by nie wyrobił, zalałbym się tłuszczem, pół roku redukcji trafiłby szlag i znowu wyglądałbym tak:

Stałoby się to szybciej, niż nadeszłaby pora by zastanawiać się nad tym, co komu kupię pod choinkę w tym roku.












Reverse diet w moim wykonaniu polega na tym, że co dwa tygodnie dodaję 200 kcal do mojej diety. Od poniedziałku będzie to już 2300 kcal, czyli o 500 kcal więcej, niż jadłem pod koniec redukcji. Moja waga wciąż ta sama (69,3 kg), obwody też się nie zmieniają, ale za to na treningu czuję znacznie więcej pary (nie tylko dzięki odżywkom). Tak więc wszystko w należytym porządku.

Poza kalorycznością muszę też wspomnieć (pochwalić się), że jakość moich posiłków znacznie się poprawiła. Nie żeby obiadki mamusi były niesmacznie, broń Boże! Chodzi głównie o to, że zacząłem jeść regularnie, ok. 4-5 pełnowartościowych posiłków dziennie i praktycznie do zera ograniczyłem spożycie słodyczy. To, że jestem w Poznaniu sprawia, że jest to nie tyle łatwiejsze, co w ogóle możliwe. Człowiek dopiero gdy babcia upiecze ciasto uświadamia sobie, jak słabą ma wolę.

Tutaj przykładowy posiłek (tak się zupełnie przypadkiem złożyło, że dzisiejszy):
Filet z kurczaka z kaszą jaglaną i parowanym brokułem. Pokochałem w ostatnim czasie kaszę jaglaną. Wystarczy odrobina sosu sojowego i smak jest po prostu nieziemski. Patelnia grillowa, która pozwala przygotować kurczaka bez grama oleju również jest całkiem przydatna.

Ostatnie zdjęcie przerażające, wiem o tym...
Nie mam pojęcia co mnie naszło...






Oczywiście nie jestem aż taki święty, żeby nie było. Wczoraj np. żeby uczcić zakup nowej kuchenki pokusiliśmy się z dziewczyną o pizzę na kolację.

Moja dieta to wciąż "Jedz co chcesz". Tyle, że chcę zdrowo. A jak się przydarzy jakiś grzeszek, to nie szkodzi. Wliczam do bilansu dziennego i jadę dalej! 

To chyba wszystko na dziś...
A, no i ten...
Ktoś tu zostanie trenerem! ;)



Pozdro!

2 komentarze:

  1. Efekt jest niesamowity! bo z motywacją bywa różnie, fajnie że Ty postanowiłeś wziąć się za siebie! :) ps. również obserwuję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Calkiem ciekawe :)
    Obserwuje, zapraszam do mnie:
    ysiakova.blogspot.com
    Buziaki :)

    OdpowiedzUsuń